Robert Małecki - "Wiatrołomy"

Robert Małecki - "Wiatrołomy"

Ile razy podczas czytania książki zdarzyło się Wam myśleć: czy ta historia się wreszcie rozkręci?

 

Biorąc do ręki książkę „Wiatrołomy” pióra Roberta Małeckiego pierwsze co zwróciło moją uwagę to fakt, ma ona ponad 500 stron – pomyślałam: oho, trzeba się szykować na wielowątkową rozbudowaną powieść kryminalną albo na bardzo rozbudowane opisy przywodzące na myśl „Nad Niemnem” E. Orzeszkowej. Jak się później okazało, prawda leżała gdzieś pośrodku. Akcja powieści toczy się w Grudziądzu, gdzie śledczy próbują rozwikłać zagadkę tajemniczego zaginięcia niemowlęcia sprzed 30 lat. Co się stało z małym Filipem? Dlaczego zaginął i kto za tym wszystkim stoi? Miałam nadzieję na znalezienie odpowiedzi na te pytania. Pierwsza połowa książki przyznam, szła dość opornie. Czytałam ją w papierze w połączeniu z audiobookiem (staram się wykorzystywać każdą chwilę na czytanie, a przy niemowlaku nie jest to wcale takie proste). Miałam wrażenie, że fabuła rozwleka się w nieskończoność…, że to po prostu historia o dwójce policjantów, których połączyła jedna sprawa… Sprawa z tzw. Archiwum X, czyli szanse na jej rozwiązanie są raczej marne, bo po kilkudziesięciu latach retrospekcje do najłatwiejszych nie należą - wiadomo pamięć ludzka jest dość zawodna i trudno dotrzeć do wydarzeń sprzed lat. 

Ciekawiej zaczęło się robić, kiedy udało mi się „przepołowić” książkę - uprzednio zbudowane klocki okazały się być fundamentem dość ciekawej i intrygującej opowieści. Autor przede wszystkim skupia się na relacjach międzyludzkich i problemach jakie dotyczą dzisiejszego świata. Mamy do czynienia z motywem powielanym przez wielu pisarzy: główna bohaterka Maria Herman ma problemy w życiu osobistym, które rzutują bardzo mocno na jej życie zawodowe. Olgierd Borewicz – jej zawodowy partner, z pozoru wzorowy policjant, kochający mąż i ojciec, ale z każdą kolejną stroną odkrywamy, że nie jest do końca tak kryształowy jak wszyscy myślą. 

 

Książka wymagała ode mnie trochę więcej cierpliwości, żeby przebrnąć przez pierwsze rozdziały, bo fabuła nie ujęła mnie od samego początku. Obie postacie również nie są jakoś wybitnie napisane, ot przeciętna para funkcjonariuszy. Całościowo jednak nie oceniam tej książki aż tak źle. W pewnym momencie stało się to co lubię w tego typu literaturze - „załączył się” u mnie „instynkt śledczego” i sama zaczęłam typować możliwe rozwiązania. Nie była to jednak historia, która na długo zapisze się w mojej pamięci. Czy sięgnę po kolejną część serii z Marią Herman? Być może… ;)

 

Moja ocena:

6🪶/10✨